Ostatni miesiąc na misji. Dni
uciekają jak ziarenka piasku w klepsydrze. W każdy dzień staram się wkładać
100% życia. Nie chcę nic stracić. Mam świadomość, że jeszcze tylko krótka
chwila i afrykańska przygoda się skończy.
Chcę wycisnąć te dni do ostatniej kropli miłości. Wykrzesać z siebie maksimum.
Codzienna Eucharystia daje kopa, a po ostatniej spowiedzi czuję się jak
niesiony na skrzydłach.
Odkąd opuścił nas Alexio mam
trochę więcej na głowie. Wcześniej byłem skupiony na pracy głównie z dziećmi, a
Alexio był z młodzieżą. Teraz młodzież przychodzi do mnie z różnymi
sprawami. Ta zmiana okazała się dla mnie
błogosławieństwem. Przez ostatnie kilkanaście dni poznałem naszych oratorian
lepiej niż przez wcześniejsze 10 miesięcy.
Poznałem nierozłącznych Justina i
Gerarda, którzy zachowują się jak dwójka typowych nastolatków. Bez przerwy
rozglądają się za dziewczynami, a ode mnie oczekują że będę ich łącznikiem z
nowymi wolontariuszkami z Belgii.
Poznałem Daniela, który po dwóch
dniach znajomości oznajmił mi, że ma urodziny i musiałem dać mu present.
Poznałem Czisange, która jest
zgrabna, mądra, ma dobre serce, lubi dzieci i w ogóle jest fajna. Tak, że
gdybyśmy się spotkali w innych okolicznościach to bym się pewnie w niej zakochał.
Poznałem Bwalyie i Mapalo,
dziewczyny z dobrych domów. Kiedy mnie widzą, powtarzają mi kilka razy jak
bardzo za mną tęskniły, po czym mówią że chce im się pić i powinienem przynieść
im herbatę.
Poznałem Japheta, który
zorganizował w sobote taki dzień sportu że nikt na niego nie przyszedł.
Poznałem też innych, o których
kiedy myślę to się uśmiecham. Znam też problemy życiowe niektórych z nich, które
są wielkie jak góry lodowe i tylko Boża miłość może je roztopić.
Po dziesięciu miesiącach na misji
spoglądam wieczorami na ogromny księżyc i czuję smak każdego dnia. Wiele rzeczy się zmieniło odkąd tu przyjechałem. To z czym się wcześniej zmagałem, teraz
zaczęło się układać. Dzieci nauczyły się nawyków, nad którymi pracowaliśmy z
Anką miesiącami. Młodzież daje się lubić. Z księżmi wiemy na ile możemy sobie
pozwolić. Dni mijają szybko i intensywnie. Zostało jeszcze trzy tygodnie do
powrotu. To jak ostatnia prosta przed metą. Czuję w sobie Boży doping.