niedziela, 17 lutego 2013

Do tańca i do różańca




W weekendy na naszej placówce organizujemy gry i zabawy dla dzieci. Zachęcamy do brania udziału w zajęciach sportowych. Chcemy wolny czas dzieci wypełnić radością. Skakanki, kredki, piłki są w ciągłym ruchu. Cieszymy się gdy widzimy uśmiechy na twarzach naszych podopiecznych.
Super... ale czy to już jest wszystko co możemy zrobić?. W pewnym momencie bycia na misji poczułem, że czegoś brakuje w mojej pracy. Nie od razu wiedziałem czego brakowało, ale uratowały mnie inspiracje z zewnątrz.



Inspiracją było dla mnie, kiedy zobaczyłem jak mój współlokator Alexio modli się z młodzieżą przed rozstaniem się z nimi i rozesłaniem ich do domów.
Inspiracja przyszła do mnie drogą międzykontynentalą przez internet, kiedy wolontariusz Adam, który jest w Peru przypomniał nam w mailu, o błogosławieniu naszych podopiecznych. Chodzi o to, że przed rozstaniem, na czole naszych małych psotników stawia się kciukiem krzyżyk. Mały gest, duża moc.
Inspiracje znalazłem 700km na północ Zambii, w wiosce Lufubu. Mamy tam dwójkę wolontariuszy, Ilonę i Krzyśka. Spędzając z nimi okres Bożego narodzenia, zabrali mnie na wspólny różaniec z dzieciakami.

W takich momentach coś we mnie zaskakuje. Wiem, że muszę wprowadzić te praktyki w życie u siebie na placówce. Mam wewnętrzną pewność. Dostaje zastrzyk siły, energii i entuzjazmu. Chcę działać!

Hmmm.. tylko jak mam zmusić dzieci w wieku od 6 do 14 lat żeby klepały zdrowaśki przez pół godziny? Przekupić je słodyczami? Schować wszystkie piłki i skakanki, tak żeby nie miały lepszej alternatywy spędzania wolnego czasu? Z pewnością moje pomysły byłyby skuteczne, jednak w tym wypadku postanowiłem oddać sprawę w ręce Maryi. Matko Boża, jeżeli to natchnienie pochodzi od Ciebie i chcesz żeby różaniec u nas funkcjonował, to przyślij mi tych, których chcesz żeby się ze mną modlili. Wszystkim zaproponuje, ale nikogo nie będę namawiał. Ty sama wzbudź pragnienie modlitwy różańcowej w ich sercach. I Matka Boża wzbudziła. Od kilku tygodni różaniec robi rewolucje w sercach moich psotników, oraz w moim.

 





Przychodzi taki moment w życiu, że uświadamiasz sobie, że robisz za mało. Czegoś brakuje w tej całej twojej pracy. Tak samo bywa w pracy misyjnej. Wtedy potrzebna jest inspiracja. Czasem przychodzi sama, czasem odnajdziesz ją gdzieś daleko. Czegoś brakowało w mojej pracy z dziećmi a ja nie mogłem dojść czego. Myślę że chodziło o duchowość... a konkretnie o ich dusze. Można zapewnić ludziom doskonałą rozrywkę, ale na nic się to zda, jeśli nie zbawią swoich dusz. Myślę że dobry wolontariusz to taki, który zatroszczy się dla swoich podopiecznych o jedno i o drugie.