środa, 26 września 2012

Czarny Jezus

Wysokie betonowe mury otaczają kompleks kilku budynków. Stoją stabilnie i dumnie. Na murach rozciągnięty jest drut kolczasty pod napięciem, który jak kaktus na pustyni odstrasza śmiałków przed zbyt bliskim kontaktem. W murze wielka, żelazna, automatyczna brama. Około północy podjeżdża pod nią ostrożnie biały samochód terenowy. W środku cztery osoby - dwie trochę przestraszone i dwie wyluzowane. Jedną z tych przestraszonych jestem ja. Drugą jest Ania, wolontariuszka z którą będę współpracował na misji. Pozostałe dwie to ksiądz przewodnik i kierowca. Brama w murze się otwiera i samochód rusza do przodu. Siedząc cicho zastanawiam się po co w ogóle wjeżdżamy na teren jakiegoś więzienia. Samochód parkuje. Wysiadając z wozu słyszę: Welcome to Salezian provincial house in Lusaca. Myślę sobie: aha. W tym miejscu znajduje się zarząd salezjański na środkową Afrykę. To tutaj mamy załatwiony nocleg na dzisiaj. Tylko po co te zabezpieczenia? Przecież nie jesteśmy na wojnie. Ksiądz mi tłumaczy, że to ze względu na niebezpieczną okolicę. Po zmroku można zostać pobitym, pociętym albo zastrzelonym. Najgorsze, że nikt Cię nie pyta co wybierasz. I kit. Nic nie wybieram. Dzisiaj mam to w nosie. Jestem tak niewyspany po kilkunastogodzinnej podróży do Afryki, że umieram ze zmęczenia. Idę lulu.

O poranku mamy Mszę w kaplicy. Tutaj nic mnie nie zaskoczy. Ławki, ołtarz, kilka obrazów na ścianie, za ołtarzem oczywiście wizerunek Pana Jezusa. Zaraz... gdzieś tu powinien być. Tylko gdzie? To dziwne, ale nie ma. Na ścianie za ołtarzem, jest tylko wielki posąg jakiegoś Afrykańczyka z rozłożonymi rękami. Pewnie jakiś święty. Niech będzie. Zaczynamy mszę. Ciężko się skupić, bo msza po angielsku. Rozglądam się po ścianach. Promienie słoneczne przechodzące przez witraże rzucają na ołtarz przyjemne, ciepłe kolory. Przyglądam się figurze Afrykańczyka za ołtarzem. No nie!!! Czy to możliwe!? Jak to!? Nie może być!!! - To pierwsze cztery myśli, które krzyczały w mojej głowie po tym co zobaczyłem. Rzeźba przedstawia Afrykańczyka z rozłożonymi rękami. Na jego dłoniach i stopach widnieją dziury po gwoździach. Znaczy, że to Pan Jezus. Czarny! Próbuję uspokoić myśli i skupić się na Mszy.

Czy Jezus był murzynem? Z pewnością nie. Czy był biały? Nie do końca. Ale właśnie takiego znamy z naszych obrazków powciskanych w książeczkę i Pismo Św. Jezus był Izraelitą. Miał ciemną karnację. Ale nie to jest tutaj ważne. Jezus jest wszystkim dla wszystkich. Dla białego może być białym, dla czarnego czarnym. Dla ubogiego ubogim, dla hojnego hojnym. Dla błądzącego drogą, dla spragnionego źródłem.



piątek, 21 września 2012

W dobrych rękach


Jest godzina 01:30. Światła przydrożnych latarni odbijają się od wypolerowanych samochodów. Spaceruję przez Warszawę z dwiema paniami, które opowiadają mi lekkim duchem historie o zambijskich nożownikach. Czuję, że jestem zbyt słabo ubrany jak na nocną, wrześniową przechadzkę. Jednak dreszcze, które mnie właśnie przeszyły nie są od zimna. Są one wywołane świadomością, że ja sam jeszcze dzisiaj mam się znaleźć w Zambii. No cóż, mam nadzieję że nie będzie mi dane poznać się bliżej z nożami bohaterów tych historii. Niemniej jednak dziękuje Ani i Dorotce za ciekawe opowieści :)

Przed podróżą trzeba się porządnie wyspać. Każdy podróżnik o tym wie. Sen to przecież to, co tygryski lubią najbardziej. Niestety mnie dzisiejszej nocy sen ominął, bo wracając z nocnej przechadzki zrobił się wczesny ranek, i już pora wyruszać na lotnisko.

Pożegnania są trudne. Serce ściśnięte. Jeszcze nie wyjechałem a już za wszystkimi tęsknie. W głowie świadomość, że na rok opuszczam swoich bliskich. Wyjeżdżając do Afryki, wyjeżdżam ze swojego świata. Ze świata, który znam, i w którym czuje się bezpiecznie. Ze świata, w którym lekko przypocone ubrania wrzucam do pralki automatycznej, a puste butelki po wodzie mineralnej wyrzucam do kosza. W moim nowym świecie takie poczynania nie przejdą.... Przeżywając głęboko swoje tęsknoty, przypominam sobie co jest moją motywacją. Nie wiem dlaczego wyjeżdżam do Zambii, ale wiem dla kogo tam jadę. Wiem, że Bóg mnie prowadzi. Jestem w dobrych rękach.