niedziela, 23 czerwca 2013

Boso przez świat



 
Biegną czarne stopy, małe, ubrudzone,
Bez butów szurają, raz w tą, raz w tamtą stronę.

W piłkę zagrają, poskaczą, potkną się czasami,
Nierzadko do domu wracają z ranami.

Kamienie, twarda trawa, życie utrudniają,
Posłuszne stopy chodzą, nic nie narzekają.

Po afrykańskiej ziemi, spalonej słońca żarem,
Suną bose stopy, zmarszczone pod ciała ciężarem.

Kiedy słyszą muzykę, idą w tany śmiało,
Chcą tańczyć tak długo, ile by się dało.

Nie lubią ciemności, w nocy czują trwogę,
Na nieznanym szlaku, łatwo zranić nogę.
   
 
Choć scieżki wiodą różnie, na co nie pomogę.
To każdy ma wyjątkową, swego życia drogę.


:)



 

niedziela, 9 czerwca 2013

List do Boga



Drogi Boże.

       Chociaż codziennie się do Ciebie modlę, to nigdy nie napisałem listu. Ten jest moim pierwszym. Nie wiem od czego zacząć. W szkole uczono mnie, żeby zaczynać zwrotem "Na wstępie mojego listu zapytuję o zdrowie". Jednak w tym wypadku to nie na miejscu. Przecież od czasu śmierci na krzyżu masz się dobrze.

Ja również mam się dobrze. Budzę się co rano i nie mogę uwierzyć, że jestem w Afryce. Nigdy nie myślałem, że będę miał okazję tutaj mieszkać. To jest doświadczenie na miarę lotu w kosmos. Dziękuję, że mnie tutaj przyprowadziłeś. Dziękuję, że prowadzisz mnie Twoimi ścieżkami. Spotykają mnie na tej drodze wspaniałe rzeczy, a jeszcze bardziej wspaniali ludzie.

Najlepszym człowiekiem z najlepszych, na mojej afrykańskiej drodze jest Alexio. Jest moim prawdziwym przyjacielem. Czarnoskóry prawdziwy przyjaciel... nigdy bym nie pomyślał, że będę takiego miał. Dziękuję Ci za niego. To dobry, mądry, wesoły gość. Będzie mi go brakowało. Za cztery tygodnie mi go zabierzesz, wiem. Wyjeżdża na studia do Kenii. Błogosław mu na jego drodze.

Chciałbym Ci opowiedzieć coś z cyklu " Moje małe misyjne radości":
 

Wczoraj kiedy szedłem do kościoła, wybiegli mi na przeciw trzej młodzi chłopcy. Rzucili się na mnie z uściskami i odeskortowali do kościoła. Cały czas trzymali mnie za ręce i przytulali do nich swoje czarne twarze jak do miękkiej, pachnącej poduszki. To był Charles z kolegami - znam ich z oratorium. Po odprowadzeniu mnie do kościoła, pobiegli na swoich bosych stopach dalej się bawić. Nie dali się namówić, żeby wstąpić do Twojej świątyni, bo mieli brudne ubrania. Polecam Ci każdego z nich, niech wyrosną na dobrych ludzi.





To dla mnie miłe kiedy ktoś tak cieszy się na mój widok. Cieszy się dlatego, że jestem. Nawet nic nie zrobiłem. Ta misja nauczyła mnie, że trzeba bardziej być niż robić. Bardziej być dobrym człowiekiem, niż robić wielkie rzeczy. Bardziej być dobrym wolontariuszem, niż zapędzić się w wir pracy. Możemy budować ogromne, wspaniałe, złote kościoły - co z tego jeśli sami nie staniemy się jak Boże Świątynie. Dziękuję Ci Panie za tę naukę.


 

Drogi Boże, słyszałem o wielu nieszczęciach w moim mieście, które nie mieszczą się w głowie. Starsza kobieta, zgwałciła bezdomnego chłopca, który szwędał się po ulicy. Młoda dziewczyna, nastolatka, zaszła w ciążę. Mieszkała w społeczeństwie bardzo tradycjonalnym. Ze wstydu przed ludźmi popełniła samobójstwo. Pewien człowiek chcąc uzyskać pomyślność w interesach, zabił swojego kilkuletniego wnuka składając go w ofierze.
Boże... jak błędnie wykorzystujemy wolność, którą nam dałeś. Ja nie wiem jak Ty to znosisz. Zachowaj nas od takich pomyłek.

Kończę mój list. Jak widzisz z zakończeniem nie radzę sobię podobnie jak ze wstępem.
Myślę o Tobię stale.
Twój kochający syn - Tomek



sobota, 1 czerwca 2013

Bus


Wybieram się do Lusaki, stolicy Zambii, odebrać nowy paszport. Biorę małego taniego busa, który mi się napatoczył. Jest tani, ale to jego jedyna zaleta.
 
 

W busie siedzę w ostatnim rzędzie. Jest bardzo ciasno, bus jest przeładowany. Obok mnie babeczka, której uśmiech błyszczy czterema tylko zębami. Następnie obok niej siedzi kobieta z małym dzieckiem na kolanach i czarną piersią na wierzchu. Kiedy dziecko się obudzi, pokarm już na niego czeka.
Na następnym przystanku dosiadła się pani z dużą torbą. Torba nie mieści się jej na kolanach, w takim razie trzeba wepchnąć ją do bagażnika. Siedzę z tyłu, więc jestem poproszony o przytrzymanie bagażu za uszy żeby nie wypadał, podczas gdy dwóch innych panów próbuje domknąć drzwiczki bagażnika od zewnątrz. Kolejne uderzenia klapą , formują bagaż. Kiedy torba przybiera kształty zbliżone do naleśnika, zaczepy w końcu chwytają.
Następny przystanek, wchodzi pani z małym zestawem kina domowego LG. Siadając uśmiecha się do mnie i widząc, że jestem ściśnięty z każdej strony, pyta żartobliwie:
- Używasz sobie podróży?
- O tak, bardzo! - odpowiadam rozbawiony.
Następnie pudło z kinem domowym trafia na jej kolana, dociskając jej głowę do zagłówka. Na pudle uśmiecha się logo LG „Life’s Good”

W busie zaduch. Otwieram lekko okno, w końcu mogę pooddychać ... świeżymi spalinami.
 

 

Dojeżdżamy. Dworzec w Lusace to prawdziwy kocioł bałkański. Jest tłoczno jak na wyprzedaży w Media Markt. Na dodatek trzeba się przeciskać  i wyrywać kolejnym naganiaczom, którzy chcą cię wepchnąć, każdy do swojego busa. Podobnie jak w skład załogi samolotu wchodzą stewardessy, tak w skład załogi busa wchodzi naganiacz. Tak więc bus obsługiwany jest przez kierowcę oraz naganiacza. Dotyczy to wszystkich busów: małych rozklekotanych, prostokątnych puszek po konserwach na kółkach, jak i dużych europejskich voyagerów z wysuwanymi ekranami na pokładzie, (takie też jeżdżą w Zambii).

Dobry bus to taki , który jest prawie pełny. Wtedy można śmiało do niego wskakiwać. To jest jedyna gwarancja, że wkrótce odjedzie. Bus, w którym jest tylko kilku pasażerów, nigdzie się nie ruszy dopóki się nie zapełni ludźmi. Zdarza się że autobus, który powinien odjechać wieczorem, czeka do rana na więcej klientów. Razem z autobusem czekają nieszczęśliwi pasażerowie, którzy zakupili wcześniej bilet. Tak Afryka uczy cierpliwości.