Kiedy byłem
małym chłopcem, lubiłem majsterkować. Często biegałem ze śrubokrętem lub
młotkiem w dłoni. Pomagałem tacie zbijać paczki na ziemniaki, rozkręcałem stare
zegarki i radia. Wrodzona ciekawość pchała mnie naprzód jak przygoda. Myśl
przewodnia mojego dzieciństwa brzmiała: Fajne urządzenie!Ciekawe, jak jest
zrobione? Kombinerki i klucze do śrub były moimi przyjaciółmi. Naprawienie
zapięć narciarskich czy miksera kuchennego sprawiało mi przyjemność. Dawałem
bezużytecznym rzeczom drugie życie. Lubiłem to.
10 lat później
wylądowałem w Norwegii. Pracowałem przy produkcji drzwi i okien. Moja siostra
kupiła dom i zacząłem remonty. Panele, karnisze, blaty kuchenne, uchwyty,
listwy przypodłogowe, odnawianie starych szafek. Długa lista. Nabyte w
dzieciństwie umiejętności przydały się w odnawianiu domu. A odnawianie domu
przydało się w Afryce. W 2012 roku wylądowałem na placówce misyjnej w Kabwe, w
Zambii.Przełożony wskazał mi krzywy stół, rozklekotane krzesła, zacinające się
drzwi i szafkę do odnowienia. Poszło jak z płatka. To były początki na misji.
Później worek z rzeczami do naprawy się rozwiązał.
Podobnie
komputery. W wieku piętnastu lat szalałem na ich punkcie. Kiedy dostałem
pierwszy komputer, byłem wniebowzięty. Wpatrywałem się w niego godzinami. Oczy
czerwieniały, tętno ustawało. Na szczęście później zmądrzałem. To „później”
trwało kilka lat. Ale o komputerach wiedziałem wszystko.Ta wiedza teraz mi się
przydaje. Prowadzę w Afryce kursy komputerowe.
Kilka lat temu
odkryłem w sobie powołanie misyjne. Zgłosiłem się do Salezjańskiego Ośrodka
Misyjnego w Warszawie. Salezjanie przygotowali mnie do wyjazdu.W Zambii
zrozumiałem, że sam Bóg już od małego przygotowywał mnie do misji.W fabryce
teraźniejszości szlifował moją przyszłość.
To, co robiliśmy
w przeszłości, przygotowało nas do tego, co robimy teraz. To co robimy teraz,
przygotowuje nas do tego, co będziemy robić w przyszłości. Więcej. Nasza
przeszłość, teraźniejszość i przyszłość są przygotowaniem do wieczności. A nad
tym wszystkim spokojnie czuwa ręka Boża.