Wysokie betonowe mury otaczają kompleks kilku budynków. Stoją stabilnie i
dumnie. Na murach rozciągnięty jest drut kolczasty pod napięciem, który
jak kaktus na pustyni odstrasza śmiałków przed zbyt bliskim kontaktem. W
murze wielka, żelazna, automatyczna brama. Około północy podjeżdża pod nią ostrożnie
biały samochód terenowy. W środku cztery osoby - dwie trochę
przestraszone i dwie wyluzowane. Jedną z tych przestraszonych jestem ja.
Drugą jest Ania, wolontariuszka z którą będę współpracował na misji.
Pozostałe dwie to ksiądz przewodnik i kierowca. Brama w murze się
otwiera i samochód rusza do przodu. Siedząc cicho zastanawiam się po co w
ogóle wjeżdżamy na teren jakiegoś więzienia. Samochód parkuje.
Wysiadając z wozu słyszę: Welcome to Salezian provincial house in
Lusaca. Myślę sobie: aha. W tym miejscu znajduje się zarząd salezjański na
środkową Afrykę. To tutaj mamy załatwiony nocleg na dzisiaj. Tylko
po co te zabezpieczenia? Przecież nie jesteśmy na wojnie. Ksiądz mi
tłumaczy, że to ze względu na niebezpieczną okolicę. Po zmroku można
zostać pobitym, pociętym albo zastrzelonym. Najgorsze, że nikt Cię nie
pyta co wybierasz. I kit. Nic nie wybieram. Dzisiaj mam to w nosie.
Jestem tak niewyspany po kilkunastogodzinnej podróży do Afryki, że
umieram ze zmęczenia. Idę lulu.
O poranku mamy Mszę w kaplicy. Tutaj
nic mnie nie zaskoczy. Ławki, ołtarz, kilka obrazów na ścianie, za
ołtarzem oczywiście wizerunek Pana Jezusa. Zaraz... gdzieś tu powinien
być. Tylko gdzie? To dziwne, ale nie ma. Na ścianie za ołtarzem, jest
tylko wielki posąg jakiegoś Afrykańczyka z rozłożonymi rękami. Pewnie
jakiś święty. Niech będzie. Zaczynamy mszę. Ciężko się skupić, bo msza po
angielsku. Rozglądam się po ścianach. Promienie słoneczne przechodzące
przez witraże rzucają na ołtarz przyjemne, ciepłe kolory. Przyglądam się
figurze Afrykańczyka za ołtarzem. No nie!!! Czy to możliwe!? Jak to!?
Nie może być!!! - To pierwsze cztery myśli, które krzyczały w mojej
głowie po tym co zobaczyłem. Rzeźba przedstawia Afrykańczyka z
rozłożonymi rękami. Na jego dłoniach i stopach widnieją dziury po
gwoździach. Znaczy, że to Pan Jezus. Czarny! Próbuję uspokoić myśli i
skupić się na Mszy.
Czy Jezus był murzynem? Z pewnością nie. Czy był
biały? Nie do końca. Ale właśnie takiego znamy z naszych obrazków
powciskanych w książeczkę i Pismo Św. Jezus był Izraelitą. Miał ciemną
karnację. Ale nie to jest tutaj ważne. Jezus jest wszystkim dla
wszystkich. Dla białego może być białym, dla czarnego czarnym. Dla
ubogiego ubogim, dla hojnego hojnym. Dla błądzącego drogą, dla
spragnionego źródłem.
Ostatni akapit miażdży! A dla Tomka Jezus może być sensem życia... :)
OdpowiedzUsuńBingo! :)
Usuń