czwartek, 25 kwietnia 2013

Wakacje z problemami


Problem z Pociągiem

Ruszamy w drogę. Na pokładzie Wiolka, Monia, Beti i ja. Jedziemy pociągiem z Zambii do  do Dar Es Salaam w Tanzanii. Przed nami 16000km. Pociąg się nie spieszy, nie jest to francuskie TGV. Afrykańska, żelazna gąsienica potrzebuje trzy dni na pokonanie takiej odległości. Niestety po dwóch dniach podróży okazuje się, że nie dojedziemy do celu, ponieważ na torach był wypadek. Wykoleiła się jakaś cysterna. Przyjechał pociąg naprawczy i też się wykoleił. Trasa zablokowana.

 
 



















 
Problem z przetrwaniem
Pociąg zatrzymuje się na wiosce w buszu. Jest pierwsza w nocy, po wyjściu z pociągu trzymamy się z nowo poznanymi znajomymi z pociągu. Musimy przeczekać do rana żeby złapać autobus. Brakuje snu.



O poranku jemy śniadanie. W lokalnym, wioskowym menu mamy dzisiaj herbate cedzoną przez sitko z genialną, świeżą limonką, oraz rozwałkowane naleśniki zrobione z wody i mąki, zwane chiapati. Następnie na śniadanie przychodzą małpy. Rozgrzebują drobinki jedzenia wysypanego na drogę, żeby znaleźć coś dla siebie.



 


W wolnym czaie rozmawiam z lokalnymi. Opowiadają historię jak kiedyś przyszły do wioski lwy z Buszu i zagryzł kilkunastu mężczyzn. Niedowierzam, ale przytakuje.





O dziewiątej udaje nam się wepchać do autobusu i ruszamy w dalszą drogę do Dar Es Salaam. Trasa biegnie przez park narodowy. Z okien autobusu możemy oglądać zwierzęta na wolności: słonie, żyrafy, zebry, antylopy. To mój pierwszy raz jak widzę słonia. Migawka w aparacie chodzi szybko.



 

 

Problem z taksówką

W Dar es Salaam rzucają się na nas taksówkarze. Zawzięcie o nas miedzy sobą walczą. Każdy chce podwieźć białych turystów. Biały ma pieniądze i nie zna lokalnych cen, to zapłaci więcej. Wymykamy się taksówkarzom i zamawiamy busa.



Problem z bankomatem
Nie mamy pieniędzy na hotel. Potrzebne szylingi tanzanijskie. Pierwszy do bankomatu podbija Niemiec, którego poznaliśmy czekając wspólnie w buszu na autobus. Bankomat nie działa. Znajdujemy kolejny. Niemiec wpycha kartę do bankomatu, nieświadomy tego, że w tym momencie właśnie się z nią rozstaje. Maszyna wessała powoli kartę i wyświetliła komunikat "Please wait" No to czekamy. Po 15 minutach dziewczyny znudzone poszły do sklepu kupić zimną colę z lodówki. My czekamy dalej. Po 25 minutach zostawiliśmy Niemca z ochroniarzem banku i wróciliśmy do hotelu. Po jakimś czasie przyszedł bez pieniędzy, bez pokwitowania ale z wielką ulgą, bo bankomat wydalił kartę.

 

Problem z dala dala

Jesteśmy w Stone Town na Zanzibarze. Musimy dołączyć do naszych znajomych w Kizimkazi. Najlepszy transport to najtańszy transport. Najtańszy transport to transport publiczny. Transport publiczny to "Dala dala". Dala dala to samochód z paką typu wóz drabiniasty. Wdrapujemy się na niego, płacimy parę groszy i próbujemy przebyć dystans 60 kilometrów jaki nas dzieli od naszych przyjaciół w Kizimkazi. Pierwsze 4 kilometry poszły jak z płatka. Później dala dala skręcił w boczną drogę, podjechał pod jakieś rozwalające się budynki, zatrzymał się i kazali nam wysiadać. Z budynku wyszło dwóch panów z kluczami nastawczymi, i zaczęli odkręcać koło. Okazało się że hamulce się zepsuły. Zdjęli koło, rozkręcili hamulce w drobny mak, nasmarowali, poskładali, jeszcze im części zostały. Godzina w plecy. Ze sprawnymi już hamulcami pojechaliśmy dalej.
 
 
Problem z Kradzieżą
Ostatni dzień wakacji. Dar es Salaam, godzina 21:00 Z przechadzki po mieście wracamy pieszo do hotelu. Jest nas piątka, ja idę z tyłu. Bardzo spokojny wieczór, jest cicho, ulica niemal pusta. Idę zrelaksowany przed siebie. Delikatnie, po cichu podjeżdża od tyłu samochód. Zauważam go dopiero kiedy, lusterko boczne niemal ociera się o moją rękę. Odwracam się lekko zaskoczony tym bliskim spotkaniem. W tym momencie czuje  bardzo mocne szarpnięcie. Ktoś się wychylił przez tylne okno samochodu i wyrwał mi saszetkę, którą miałem przewieszoną przez ramie i szyje. Samochód rusza z piskiem opon, widzę jak moja własność znika w mrocznym wnętrzu samochodu. Pierwsza myśl: to się nie dzieje na prawdę. Druga myśl: szlag! Biegniemy przez chwilę za samochodem, do momentu aż znika za zakrętem. Nie mamy szans w tych zawodach. Załamka. Miałem tam ważne rzeczy. Straciłem klucz do pokoju, trochę kasy, dwie karty sim, telefon Beti, książeczkę szczepień i co najgorsze - paszport. Bez paszportu jestem uziemiony.



Problem z korupcją

Zgłaszamy sprawę na policję. Funkcjonariusz, któremu na początku nie podobało się, że w ogóle tu przyszliśmy, nagle robi się miły i zaprasza mnie obok siebie. Pociera kciukiem o palce środkowy i wskazujący, szepcząc mi do ucha, że bez pieniędzy ciężko będzie cokolwiek załatwić. Niestety prosić obrabowanego o łapówke to tak jak prosić żebraka o jedzenie. Nic z tego.

Problem z: Co tu robić?

W Tanzanii nie ma polskiej ambasady. Co robić? Polska jest w Unii Europejskiej, więc podbijam do ambasady niemieckiej licząc, że zajmą się moją sprawą. W końcu unia to związek, a w związku należy sobie pomagać. Po przejściu przez wszystkie procedury, bramki i zabezpieczenia dostaje się do środka. Od pani z okienka słyszę wyrok: "Mr. Witkowski bez paszportu nie może pan wrócić do Zambii. Ma pan dwie opcje. Wyrobimy panu kartę powrotu do kraju. Z tą kartą może pan wrócić do Polski, ewentualnie może pan spróbować dostać się do Nairobi, tam jest polska ambasada." No to pięknie. Z Hiobowymi wieściami wracam do przyjaciół. Nie wierzą mi. Jest 13:00. O tej godzinie powinniśmy już wyruszać żeby zdążyć na pociąg do Zambii. Co robić? Dzwoni telefon, odbieram, to Papa - hindus, który mieszka w Dar es Salam od urodzenia, najbardziej ogarnięty człowiek w Tanzanii. Poznaliśmy go w pociągu, ma znajomości wszędzie, dużo nam pomógł, bez niego nie dostałbym raportu policyjnego bez łapówki, nasz anioł. Papa jest przekonany, że mogę wracać do Zambii. Na granicy celnicy mnie przepuszczą jak im pokaże raport policyjny. Nie ma czasu na zastanawianie się. Idę za jego radą, chociaż nie dowierzam, że to się uda. Zbieramy manele i udajemy się na dworzec.

Po trzydziestu godzinach jazdy pociągiem jesteśmy na granicy. Celnicy się spieszą. Mają w nosie mój raport policyjny. Machają ręką.
Przepuszczają mnie. Jestem z powrotem w Zambii!!

 

Nie żałuję problemów, które nas spotkały. Problemy czasami są darem. Dla nas były darem dzięki któremu mieliśmy mnóstwo przygód.





 

2 komentarze:

  1. Tomek masz same atrakcje :) niech Cię broni św. Michał Archanioł. Pozdrawiam wszystkich a Ciebie szczególnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale miełeś wakacje...
    Pozdrawiam
    Zibi

    OdpowiedzUsuń