środa, 17 października 2012

Ile kosztuje żona?



Czy miłość można kupić? A może przyjaźń? Pewnie powiesz mi że to chore.  A Jezus powiedział nabywajcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną. I co ty na to?

 Prezent – lodołamacz! 


Wysoka na 15 metrów metalowa konstrukcja, na terenie naszej placówki. Na niej ogromny zbiornik na wodę. Trzeba czuwać żeby był ciągle pełny. To świetne zabezpieczenie na wypadek braków w dostawie energii. Kiedy brakuje prądu, woda ze zbiornika, spływa do kranów pod własnym ciśnieniem. Ale co tam jakaś beka na wodę. Z wysokości 15 metrów wracamy na ziemię. A tutaj Na zielonej trawce, w cieniu ogromnego zbiornika, wesoło pasie się koza.
- Co ta koza tu robi? - pytam się watchmana (pana, który pilnuje bramy)
- Pasie się - odpowiada
Taaa, to wiele tłumaczy - myślę sarkastycznie, jednak zatrzymuje to dla siebie
- No tak, ale kto ją przyprowadził?- dopytuje
- Biskup ją przywiózł
Taaa, wszystko jasne - znowu myślę sarkastycznie.  Dość rozmów na dzisiaj, bo nie ogarniam. Wychodzi na to, że biskup wziął sobie do serca słowa: "Paś baranki moje, paś owieczki moje"



------------------------------------------------------------------------------                            
Fragment tylko dla facetów o mocnych nerwach:
Dwa dni później dowiedziałem się, że jednak nie wziął sobie tego do serca. Biedne zwierze poszło pod nóż. Myślała koza o niedzieli, a w sobotę łeb ucieli. I dobrze, że to była pani koza. Gdyby to był pan koza, to by mu najpierw ucieli co innego. Żeby mięso nie śmierdziało. Tak mi tłumaczył tutejszy znajomy. Robi się panu kozie kastracje na żywca przed zabiciem. Ehhh!
------------------------------------------------------------------------------
 
Biskup Klement Mulenga, przy okazji wizyty u nas na placówce, przywiózł nam w darze kozę. To nie byle jaki dar. Taki podarunek to jest wyraz szacunku. Lody zostały przełamane. W Zambii kiedy kogoś się pozna i chce się z nim utrzymywać relacje, to wypada mu coś ofiarować. Rozmawiam z człowiekiem drugi raz w życiu a on mi mówi: możemy być przyjaciółmi, co mi dasz? Dając znajomemu prezent, to tak jakby mu powiedzieć: Zależy mi na tobie.

Zgodnie z tradycją

 

 
Inna sprawa kiedy facetowi zależy na kobiecie i chce ją poślubić. Zależeć to Ci może - mówią jej rodzice - ale zabierasz nam córkę, naszą pomoc, to musisz nam za nią zapłacić. Tak więc chcesz mieć żonę, musisz mieć  kasę. Również i w Polsce w dawniejszych czasach były podobne praktyki. Tyle, że wówczas to przyszła żona powinna była mieć posag, chcąc wyjść dobrze za mąż. No to jeszcze potrafię zrozumieć (być może dlatego, że sam jestem facetem). Ale w Zambii żeby, zaproponować interesantowi kwotę do zapłaty, to trzeba swoje dziecko wpierw jakoś wycenić. Dla mnie to chore. Powiedzmy, że mam 18-letnią córkę. Przychodzi 19-letni chłopak i mi mówi, że chce ode mnie córkę wykupić. Przegoniłbym go od razu, wrzeszcząc za nim, że to nie bazar niewolników. Przesadzam. To nie do końca tak. Tutaj płacenie za żonę jest bardziej w formie tradycji niż zakupu.

Jeśli w tradycyjny zambijski sposób chcę się ubiegać o żonę, to moje zaloty opierają się na kilku rozmowach (w których nie uczestniczę).
Najpierw wysyłam swojego wujka do rodziców mojej przyszłej. Rozmawiają o mnie i o niej. Wujek wraca. Kolejna rozmowa odbywa się między moją przyszłą żoną a jej ciocią. Ciotka informuje siostrzenice o tym, że ja chcę ją posiąść. Dziewczyna z chęcią się zgadza i w tym momencie stajemy się narzeczeństwem. Następnie moi rodzice rozmawiają z jej rodzicami. Po tych kilku rozmowach wiedzą już jaką szkołę ukończyłem, gdzie pracuje i jaki mam majątek. Jako wspaniali, przyszli teściowie nie stają nam na przeszkodzie zawarcia związku małżeńskiego. Jednak po przekalkulowaniu, podają cenę, jaką muszę im zapłacić za córkę. 


Sposób na blondynkę


Powiesz mi, że taki sposób zaręczyn jest niecywilizowany? Cofnijmy się w czasie o 300 lat wstecz. Jest rok 1712. Powiedzmy, że jestem zambijczykiem. Biegam sobie po wioskach z kolczykiem w nosie i przepaską na pupie. W głębi serca czuję jednak pragnienie żeby założyć rodzinę. Nie mam partnerki. Co robię? Szukam.  Muszę wypatrzyć swoją przyszłą żonę, tak jak myśliwy wypatruje zwierzynę w buszu. Przyglądam się uważnie jej zachowaniu i wyglądowi. Jeżeli dziewczyna mi się podoba, to teraz już jest  z górki. Podbiegam znienacka. Chwytam. Zarzucam dziewczę przez ramie jak worek ziemniaków, i wracam z moim łupem do domu. Jest moja. Proste. W Europie takie okazywanie zainteresowania, zostałoby nazwane uprowadzeniem. W Zambii, w niektórych regionach jakieś 300 lat temu, funkcjonował właśnie taki sposób zaręczyn. Jednak to już przeszłość. W dzisiejszym świecie wszystko ma swoją wartość (czyt: cenę).

Jak to wygląda w praktyce?


Cena za bardzo drogą żonę, waha się w granicach 2000 dolarów amerykańskich.
Cena za bardzo tanią żonę, to 200 dolarów.
Droga żona to taka, która jest dziewicą i dopiero co ukończyła szkołę, najlepiej wyższą.
Tania żona to taka, która nie ukończyła szkoły, jest rozwiedziona i ma dzieci.
Za porozumieniem stron, opłatę można uiścić za pomocą innych dóbr materialnych, typu krowa, koza, lub kawałek ziemi.


Tradycja tradycją, ale... no właśnie, jest jedno smutne "ale". Czasem się zdarza taka sytuacja, że facet który zapłacił za żonę, przestaje ją szanować. To tak jak z gitarą.  Jeżeli ja kupuje gitarę, to jest ona moja i mogę z nią robić co mi się podoba. Jak nie stroi, to rzucam o ścianę. Niektórzy faceci myślą podobnie o swoich nabytych żonach.

4 komentarze:

  1. ciekawy wpis :) i cennik :) koza jak koza. taki jej los. A u nas też uważają, by mięsa nie zmarnować... wiedzą to myśliwi czy rolnicy - oprawiając zwierzęta od tego zaczynają... Tym Afryka od Polski nie różni się :)
    Jedna uwaga co do biskupa. Pierwszym czarnym biskupem był najprawdopodobniej bp Henryk z Kongo (1521r konsekracja). Potem też już było troszkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje x Sławku za sprostowanie :) W takim razie poprawiam.

      Usuń
  2. Bardzo interesujące to co piszesz. Choć no z tym kupowaniem sobie żon to... uff... jestem lekko wstrząśnięta, w prawdzie słyszałam już coś nie coś o takim sposobie ale no jak czyta się to w książkach to jakoś nie ma to takiego przekazu jak tutaj. Cóż no pozostaje mi współczuć tym, które trafią na tych mężczyzn którzy nie szanują swoich żon, a dla pozostałych życzenia dobrych mężów.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń