niedziela, 9 czerwca 2013

List do Boga



Drogi Boże.

       Chociaż codziennie się do Ciebie modlę, to nigdy nie napisałem listu. Ten jest moim pierwszym. Nie wiem od czego zacząć. W szkole uczono mnie, żeby zaczynać zwrotem "Na wstępie mojego listu zapytuję o zdrowie". Jednak w tym wypadku to nie na miejscu. Przecież od czasu śmierci na krzyżu masz się dobrze.

Ja również mam się dobrze. Budzę się co rano i nie mogę uwierzyć, że jestem w Afryce. Nigdy nie myślałem, że będę miał okazję tutaj mieszkać. To jest doświadczenie na miarę lotu w kosmos. Dziękuję, że mnie tutaj przyprowadziłeś. Dziękuję, że prowadzisz mnie Twoimi ścieżkami. Spotykają mnie na tej drodze wspaniałe rzeczy, a jeszcze bardziej wspaniali ludzie.

Najlepszym człowiekiem z najlepszych, na mojej afrykańskiej drodze jest Alexio. Jest moim prawdziwym przyjacielem. Czarnoskóry prawdziwy przyjaciel... nigdy bym nie pomyślał, że będę takiego miał. Dziękuję Ci za niego. To dobry, mądry, wesoły gość. Będzie mi go brakowało. Za cztery tygodnie mi go zabierzesz, wiem. Wyjeżdża na studia do Kenii. Błogosław mu na jego drodze.

Chciałbym Ci opowiedzieć coś z cyklu " Moje małe misyjne radości":
 

Wczoraj kiedy szedłem do kościoła, wybiegli mi na przeciw trzej młodzi chłopcy. Rzucili się na mnie z uściskami i odeskortowali do kościoła. Cały czas trzymali mnie za ręce i przytulali do nich swoje czarne twarze jak do miękkiej, pachnącej poduszki. To był Charles z kolegami - znam ich z oratorium. Po odprowadzeniu mnie do kościoła, pobiegli na swoich bosych stopach dalej się bawić. Nie dali się namówić, żeby wstąpić do Twojej świątyni, bo mieli brudne ubrania. Polecam Ci każdego z nich, niech wyrosną na dobrych ludzi.





To dla mnie miłe kiedy ktoś tak cieszy się na mój widok. Cieszy się dlatego, że jestem. Nawet nic nie zrobiłem. Ta misja nauczyła mnie, że trzeba bardziej być niż robić. Bardziej być dobrym człowiekiem, niż robić wielkie rzeczy. Bardziej być dobrym wolontariuszem, niż zapędzić się w wir pracy. Możemy budować ogromne, wspaniałe, złote kościoły - co z tego jeśli sami nie staniemy się jak Boże Świątynie. Dziękuję Ci Panie za tę naukę.


 

Drogi Boże, słyszałem o wielu nieszczęciach w moim mieście, które nie mieszczą się w głowie. Starsza kobieta, zgwałciła bezdomnego chłopca, który szwędał się po ulicy. Młoda dziewczyna, nastolatka, zaszła w ciążę. Mieszkała w społeczeństwie bardzo tradycjonalnym. Ze wstydu przed ludźmi popełniła samobójstwo. Pewien człowiek chcąc uzyskać pomyślność w interesach, zabił swojego kilkuletniego wnuka składając go w ofierze.
Boże... jak błędnie wykorzystujemy wolność, którą nam dałeś. Ja nie wiem jak Ty to znosisz. Zachowaj nas od takich pomyłek.

Kończę mój list. Jak widzisz z zakończeniem nie radzę sobię podobnie jak ze wstępem.
Myślę o Tobię stale.
Twój kochający syn - Tomek



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz